Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Wtorek, 21 maja. Imieniny: Jana, Moniki, Wiktora
10/04/2023 - 17:15

„W biznesie trzeba mieć swoje pięć minut”. Jak Wojciech Szczygieł zbudował sukces Drewpolu w Łabowej

Jeśli prowadzi się biznes nie można stać w miejscu. Trzeba myśleć o tym, co będzie jutro, za rok czy dwa i za dziesięć lat. I zawsze trzeba mieć swoje pięć minut – taką receptę na sukces ma Wojciech Szczygieł właściciel firmy Drewpol z Łabowej, która z powodzeniem podbija nie tylko rynek krajowy, ale także zagraniczny.

Z Wojciechem Szczygłem rozmawia Jagienka Michalik

Zaczynał pan biznes po 1989 roku. To były  czasy ustrojowej transformacji i  prawdziwej eksplozji przedsiębiorczości. Ale przecież nie wszyscy mieli odwagę  zacząć pracę na własny rachunek. Pan się na to zdecydował.
-
Pewnie znaczącą rolę odegrał  sposób, w jaki zostałem wychowany. Rodzice zawsze uczyli nas samodzielności i odpowiedzialności za to, co się robi. Obróbka drewna to była moja pasja. Dokładnie w 1989 roku ukończyłem szkołę stolarską i zostałem czeladnikiem. Zawsze marzyłem o swojej firmie.

Zanim zaczął pan prowadzić biznes samodzielnie, prowadził pan formę ze wspólnikiem.
-
To była założona w 1992 roku spółka cywilna, która już wówczas działała pod nazwą Drewpol.  Moim wspólnikiem był Jan Konstanty. On  który  zajmował się budowlanką, a ja robiłem drewniane okna i drzwi.  Pięć lat później zdecydowałem, że  założę  własną działalność gospodarczą i zajmę się tylko stolarką. Nazwa firmy pozostała ta sama.

To były lata, kiedy większość przedsiębiorców zaczynała od produkcji garażowej. Pan też tak startował z samodzielnym biznesem?
-
W moim przypadku było inaczej. Nadarzyła się okazja, bo  w Łabowej splajtowała wtedy spółdzielnia Pionier,  która prowadziła stolarnię. Na sprzedaż był wystawiony budynek  o powierzchni  blisko tysiąca metrów kwadratowych,  razem z  maszynami. Zdecydowałem, że to kupię. Tak więc startowałem  z całkiem porządnym, jak na owe czasy, zapleczem.

Żeby to kupić i rozkręcić interes potrzebny był kapitał. Miał pan oszczędności czy też zdecydował się pan na zaciągnięcie kredytu w banku? 
-
Oszczędności nie miałem. Wziąłem w banku pożyczkę. To było blisko dziewięćset tysięcy złotych. Jak na tamte czasy, ogromna suma.

Wychodził pan z założenia, kto nie ryzykuje ten nie osiąga sukcesu?
-
Byłem wtedy młody i nie dopuszczałem takiej myśli, że coś jest niemożliwe.  Kiedy sobie coś zaplanowałem,  starałem się to osiągnąć. Ale spłacenie takiego dużego kredytu  i utrzymanie firmy kosztowało mnie wiele wyrzeczeń. Pracowało się wtedy po dwadzieścia godzin na dobę.

Miał pan zaplecze, miał pan maszyny, ale najtrudniejsze jest wchodzenie na rynek i zdobywanie klientów. Pamięta pan, jakie było pierwsze, większe zamówienie, które okazało się przełomem?
-
Oczywiście, że pamiętam. Jeszcze kiedy prowadziłem biznes razem z moim wspólnikiem, na swojej  drodze spotkałem właściciela warszawskiej firmy Piotra Szeląga, która budowała w Krynicy hotel Eris. Usłyszał, że jakiś młody człowiek zajmuje się nietypową stolarką. Przyjechał do mnie do Nawojowej, gdzie spółka Drewpol wynajmowała lokal. Już wtedy rozmawialiśmy ze wspólnikiem o tym, że on zajmie się tylko budowlanką, a ja stolarką. Piotr  Szeląg powiedział mi, że potrzebuje kilkadziesiąt okien oraz  trzy tysiące metrów kwadratowych drewnianej elewacji  i zapytał czy bym się podjął zrobienia tego wszystkiego.

Od razu pan powiedział: biorę to?

Co powiedział Wojciecj Szczygieł i co było dalej… o tym można przeczytać w najnowszym, kwietniowym wydaniu miesięcznika „Sądeczanin” ([email protected])
 







Dziękujemy za przesłanie błędu