Bobowa - kraj lat dziecinnych Wieniawy
Fragment rozdziału Nieznajomi
Mama przyjechała do nas do Sącza w odwiedziny. Rozmawiamy, co by tu zwiedzić w okolicy, zeszło na cepeliowską spółdzielnię Koronka w Bobowej. Tkają tam piękne wełniane kilimy.
– To ja sobie taki sprawię. Żeby mi wisiał nad łóżkiem. Nie będę mieć przed oczami ściany podczas kolejnej bezsennej nocy. Bobowa? Niedaleko stąd? Zaraz, zaraz. Bobowa to przecież kraj lat dziecinnych Wieniawy, chętnie tam się wybiorę. My, pensjonarki z gimnazjum panny Plater, kochałyśmy się wszystkie w Wieniawie, naturalnie z wyjątkiem endeczek, bo im nie wypadało. Choć niektóre się wahały. Chodziłyśmy w Aleje Ujazdowskie popatrzeć na Marszałka i Wieniawę, można ich tam było spotkać. Któraś z koleżanek spytała: słuchajcie, kim jest ten starszy pan z wąsami, w szarej bluzie, który idzie obok Wieniawy? To zdanie szybko się rozeszło, powtarzała je cała Warszawa. (…)
– Dobrze więc, jedziemy jutro do Bobowej, bardzo się cieszę. Najpierw do Jankowej, tam jest wzorcownia kilimów. Pooglądamy sobie, zamówimy, a potem pospacerujemy śladami Wieniawy i zjemy obiad w miejscowej gospodzie o wyszukanej, jakże trafnej nazwie Bobowianka. Mamo kochana, to będzie piękny dzień.
W Jankowej przyjęła nas kierowniczka wzorcowni. Młoda, bardzo ładna, rzeczowa kobieta. Z uśmiechem, bez odrobiny zniecierpliwienia, rozpościerała kolejne kilimy, opowiadała o nich, wyjaśniała, pokazała tkalnię i przędzalnię. Mama długo nie mogła się zdecydować. W końcu wybrała kilim Rzeka Biała. Nad tapczan, o poziomej kompozycji. Przez całą tkaninę wije się szare pasemko rzeki, a wokół kolorowe, stylizowane drzewa w jesiennych kolorach.
– Przepraszam, czy pani jest tutejsza?
– Nie, przyjezdna. Od niedawna.
– To zapewne pani nie wie, gdzie jest dwór Długoszowskich?
– Parę kroków od rynku, vis-à-vis kościoła Wszystkich Świętych. Bobowianie mówią na niego Zamek. Dwór stoi, jest w nim szkoła, z dawnego wyposażenia nic nie zostało. Do roku czterdziestego piątego mieszkał w nim brat Wieniawy. Budują nową szkołę, więc uznali, że dworu nie warto remontować. Lepiej tam nie wchodzić, smutny widok.
– Nie mam zwyczaju wchodzić do cudzego domu pod nieobecność gospodarzy – uśmiechnęła się Mama.
Pani kierowniczka uśmiechała się podobnie. Pomyślałem, że chyba sporo w życiu przeszła. (...)
To jest zjawisko, i na to nie ma rady, Antoni Kroh, Wydawnictwo Iskry, 2022