Trwa wczytywanie strony. Proszę czekać...
Sobota, 4 maja. Imieniny: Floriana, Michała, Moniki
24/04/2024 - 20:20

Leszek Zegzda: trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść (niepokonanym)

O tym, dlaczego po 34 latach zdecydował o niekandydowaniu w wyborach, co osiągnął w politycznej karierze i co z tych osiągnięć ceni sobie najwyżej, z Leszkiem Zegzdą rozmawia Tomasz Kowalski.

Dziś ostatnia sesja Rady Miasta kadencji 2018-2024, w której był pan przewodniczącym klubu radnych Koalicji Obywatelskiej i przewodniczącym komisji kultury. Dlaczego nie startował pan w wyborach? Dlaczego po 34 latach żegna się pan z samorządem na co najmniej 5 lat?
- Nie na pięć lat, tylko na zawsze. Dlaczego? Jest taki piękny utwór, śpiewany przez bodajże zespół Perfect, w którym słyszymy, że trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść niepokonanym. Są i dalsze słowa, których nie będę cytował, bo świadczyłyby o tym, że jestem pyszałkiem. Ale naprawdę o to chodzi. Myślę, że gdybym wystartował, miałbym duże szanse na ponowną elekcję, ponowny wybór do rady miasta, czy do sejmiku…

Dlatego właśnie tak wiele osób było zaskoczonych pana decyzją…
- Tak, ale ja naprawdę uważam, że trzeba zejść z tej sceny. Mam za sobą trzydzieści cztery lata służby samorządowej, jestem najstarszym, pod względem stażu, samorządowcem w Nowym Sączu. Poza Nowym Sączem jest jeszcze kilku, których aktywność publiczna sięgała czasów przed 1989 rokiem, ale trudno byłoby nazwać to samorządem. Natomiast ja jestem w nim od 1990 roku, bez przerwy, przez trzydzieści cztery lata. Gdy wchodziłem do samorządu, moje dzieci miały siedem, sześć i trzy lata. A dzisiaj są czterdziestolatkami, a ja jestem dziadkiem i mam jedenaścioro wnucząt. Naprawdę, trzeba już dać szansę nowemu pokoleniu. My i tak jedno pokolenie niemal zablokowaliśmy. Ale dzisiaj jest czas czterdziestopięćdziesięciolatków. To oni mają przejmować władzę po nas.

Przed nami wybory do europarlamentu. Może jednak znajdziemy pana na listach?
Może kiedyś. I w przyszłości, bo na pewno nie dzisiaj. Dzisiaj się żegnam i traktuję to poważnie. Być może za pięć lat, kiedy byłbym w dobrej formie, gdybym był potrzebny, to mogę „dokapitalizować” listę. Ale już nie w wyborach samorządowych, bo etap samorządu zamykam ostatecznie. Naprawdę, czas na młodsze pokolenie, na ich osiągnięcia, na ich sukcesy. A ja chętnie będę służył radą.

Fakt, ma pan ogromne doświadczenie. Był pan radnym miejskim, członkiem zarządu i wiceprezydentem Nowego Sącza, był pan radnym wojewódzkim, wicemarszałkiem województwa i członkiem jego zarządu… Jak zmienił się sam samorząd, jak zmieniła się Polska w tym czasie? Chyba możemy sobie pozwolić na takie podsumowanie.
- Sięgnę jeszcze głębiej, do moich doświadczeń z czasów komuny. Byłem wtedy aktywnym działaczem opozycji antykomunistycznej, a walczyliśmy właśnie o taką Polskę, która dzisiaj się staje faktem. Jeszcze jako student Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego zostałem wiceprzewodniczącym komitetu strajkowego - gdy wybuchła Solidarność miałem 22 lata.

Później zakładałem duszpasterstwo ludzi pracy w kościółku kolejowym, który gromadził osoby z podziemnej Solidarności. Tutaj, w Nowym Sączu, razem z Andrzejem Szkaradkiem i kilkoma jeszcze prześladowanymi, marzyliśmy o Polsce wolnej, demokratycznej, która wtedy była abstrakcją. Ale przyszedł rok osiemdziesiąty dziewiąty, częściowo wolne wybory, a później w pełni demokratyczne wybory samorządowe roku 1990.

Byliśmy naturalnym zapleczem list ludzi nie obciążonych współpracą z komunistami, więc spośród osób aktywnych w duszpasterstwie wiele znalazło się na listach. Mnie również zaproponowano start do samorządu miejskiego. Zostałem wybrany i  tak już poszło, kadencja po kadencji. Przez osiem kadencji byłem uczestnikiem zmian, które doprowadziły do realizacji naszych marzeń o demokratycznej, nowoczesnej, otwartej Polsce. Ogromne zasługi położyły w tym samorządy. Gdyby mi ktoś w młodości powiedział, że przejdę taką drogę życiową, nie uwierzyłbym. A jednak tak się stało.

Urodził się pan w Nowym Sączu. W Nowym Sączu pan dorastał. I właściwie z Nowym Sączem związał pan całe swe dorosłe życie, choć że pełnił pan wiele funkcji. Ta stałość jest, jak wiele osób podkreśla, charakterystyczna dla pana. Nie zmieniał pan poglądów politycznych, zawsze był pan zwolennikiem kompromisu, spokojnej rozmowy…
- Ze smutkiem patrzę na sposób komunikowania się w polityce. A właściwie na brak komunikacji. Zawsze, tak w życiu rodzinnym, jak życiu politycznym, społecznym, ważniejsze są relacje, niż racje. Można nawet zrezygnować z własnych racji, po to, żeby utrzymać właściwe, dobre relacje między sobą. I to przekonanie miałem przez całe życie. Oczywiście, uważam, że należy bronić swoich wartości. Ale to nie jest tak, że moje jest mojsze i że zawsze jest tylko biało i czarno.

Zaprosiłem radnych na mały poczęstunek po naszej ostatniej sesji. I wie pan, co jest dla mnie największą satysfakcją? Że większość radnych z klubu Prawa i Sprawiedliwości napisało do mnie, że przyjdą z wielką przyjemnością. Udało mi się więc, oprócz moich przyjaciół z Koalicji Obywatelskiej, z Koalicji Nowosądeckiej, mieć też dobre relacje z osobami o innych poglądach.

Panie marszałku, od polityki chyba pan jednak daleko nie ucieknie, choćby w roli osoby, która na pewno będzie często proszona o komentarz do bieżących wydarzeń. Chciałem więc zapytać pana o podsumowanie wyborów samorządowych w naszym regionie.
- Wczoraj nawet napisałem taki komentarz na Facebooku na temat trzech miast w Małopolsce, gdzie prezydentami zostali ludzie, których mam przyjemność zaliczać do swych znajomych. Od Krakowa począwszy, na Nowym Sączu skończywszy. Koalicja Obywatelska ma zatem wielu burmistrzów, wójtów i prezydentów, ale sejmik województwa małopolskiego znów jest w rękach Prawa i Sprawiedliwości. Boleję nad tym z punktu widzenia politycznego.

Jaka jest szansa, że Witold Kozłowski ponownie zasiądzie na fotelu marszałka województwa? Co to by oznaczało dla Małopolski?
- Nie mam zielonego pojęcia co się dzieje w Prawie i Sprawiedliwości. Na pewno jest to jakiś kłopot dla nich, bo marszałek jednak jest radnym, bo docierają do mnie sygnały, że wewnętrzne ich napięcia są tak duże, że może być potrzebne inne rozwiązanie.

Co pan, osoba związana z polityką od tak wielu lat, będzie teraz robił bez samorządu?
- Będę nadal kochał życie, bo poza polityką mam bardzo dużo innych zajęć. W tamtym roku przeszedłem piechotą 4300 km. Co daje średnią 11 km na dzień. Teraz już muszę trochę się oszczędzać, bo, wie pan, po sześćdziesiątce wszystko jest już po gwarancji, więc więcej jeżdżę na rowerze. Nadal funkcjonuję w sferze życia publicznego - zasiadam w zarządzie hospicjum, jestem zaangażowany w pracę wspólnoty Magis Plus przy kościółku kolejowym.

Mam też fantastyczną, liczną rodzinę, w tym 11 wnucząt. Wszyscy mieszkają w Nowym Sączu, więc jest dla kogo żyć, jest komu pomagać. Kocham literaturę, czasem więc przygotowuję nawet specjalne lekcje z moimi wnukami. Mam też masę rzeczy do uporządkowania i napisania poważniejszej publikacji. Zatem w ogóle się nie nudzę, choć telefon nie dzwoni już tak często jak przez ostatnie lata.

Gdy podsumowuje pan swoje 34 lata w samorządzie, co z tego, czego udało się Panu dokonać, wspomina pan z największą satysfakcją?
- To, co po nas zostaje, nadaje sens pracy w samorządzie, więc zawsze, nie tylko w przypadku infrastruktury, starałem się wspierać dobre pomysły ludzi, bez względu na ich poglądy polityczne. Dzięki temu, udały się sprawy dla mnie niezwykle cenne, takie jak odbudowa nowosądeckiego i starosądeckiego Sokoła, Miasteczko Galicyjskie, nowa siedziba Muzeum Okręgowego w Nowym Sączu, nowa siedziba Biblioteki Pedagogicznej, wiele miejskich i gminnych, ośrodków kultury, obwodnica zachodnia Nowego Sącza, obwodnica Podegrodzia, most świętej Kingi.

W nowosądeckim szpitalu udało się zbudować oddział onkologiczny, rozbudować SOR i bloki operacyjne. Muszę jednak przyznać, że największą radość osobistą mam z powstałych ścieżek rowerowych, które są rozsiane po całej Sądecczyźnie, choćby Velo Dunajec, czy Euro Velo. Cieszę się, że mogłem w tym uczestniczyć. Cieszy pamięć o tym, jak w nadzwyczajnych okolicznościach udało się zdobyć pieniądze dla Szkoły Podstawowej nr 21.

Takie historie zostają we mnie na zawsze. Bo w sprawowaniu władzy nie chodzi o to, by walczyć o pozostanie w pamięci ludzi jako wielki budowniczy, ale o to, by mądrze służyć mądremu społeczeństwu. Taki jest porządek rzeczy. Chciałbym więc wszystkim Państwu i tym, z którymi miałem przyjemność współpracować, podziękować za te piękne 34 lata wspólnego życia w mieście i w naszym regionie. To była dla mnie wielka przygoda i mam nadzieję, że zostanie ona w naszej wspólnej, dobrej pamięci. (rozmawiał [email protected]) Fot. GN







Dziękujemy za przesłanie błędu